Z kim się Hajzer Polakom kojarzy?
- PsychoTata
- Feb 22, 2018
- 3 min read

Pierwsze co nasuwa się na myśl człowiekowi, który pamieta lata 90 i początki pierwszej dekady XXI wieku to trzy słowa. "Idź na całość!". Młodsi zapewne powiedzą Vizir.
Nie o tym Hajzerze jednak mowa. Będzie mowa o Słoniu. Bo takie przezwisko przylgnęło niegdyś do Artura Hajzera - wybitnego polskiego himalaisty.
Na książkę trafiłem nieco przypadkiem. W poszukiwaniach publikacji o Wojtku Kurtyce, która kiedyś uśmiechnęła się do mnie z wystawy salonu księgarskiego, po prostu wyświetliła sie na witrynie internetowej. "Hajzer, coś mi to mówi...Czy PHZ nie nosi jego imienia?" W głowie kołatały się jeszcze inne nazwiska - Kukuczka, Czok, Majer... i nazwy takie jak Alpinus czy HiMountain...
Coś świtało, ale nie do końca byłem pewien o kogo chodzi, czego dokonał i któż to właściwie jest. Wrodzona ciekawość zwyciężyła, a książka powędrowała do koszyka. Pozostało czekać na e-mail z potwierdzeniem dostarczenia do pewnego salonu obecnego w większości galerii handlowych…
Kim zatem był ów Artur Hajzer, pseudo Słoń? Ano wspinaczem, himalaistą, taternikiem, alpinistą, człowiekiem zdeterminowanym, ambitnym i niezwykle silnym człowiekiem. Dla szerokiej opinii publicznej chyba zawsze w lekkim cieniu takich nazwisk jak Kukuczka, Rutkiewicz czy Wielicki. Jednak jego dokonania budzą respekt. Siedem ośmiotysięczników, trzy nowe drogi, pierwsze wejście zimowe…Wspinał się w parze z Kukuczką, Wielickim, a nawet Adamem Bieleckim, którego w ostatnich dniach nikomu przedstawiać nie trzeba. Po śmierci Jerzego Kukuczki, zajął się biznesem outdoorowym.
Znacie marki Alpinus i HiMountain – tak to jego zamysł. Jednak nie to urzeka w tym człowieku. Urzeka jego powrót, powrót w chwili kryzysu polskiego alpinizmu. Wrócił by podzielić się swoimi doświadczeniami, by kształcić młodych wspinaczy, bo ci nie mieli od kogo się uczyć. Wrócił z Programem Polskiego Himalaizmu Zimowego, który teraz nosi jego imię. Nieśmiało można zaryzykować stwierdzenie, że bez Hajzera nie byłoby Bieleckiego. Odpadł z jednej ze ścian na Gaszerbrumie I 7 lipca 2013 roku. O tym jakim był człowiekiem dowiecie się z jego książki Atak Rozpaczy.
Okładka, którą widzicie jest według mnie po prostu kiczowato brzydka – fotomontaż dwóch ciekawych zdjęć nie powala. Nie wiem po co wydawca zmienił zdjęcie, które zdobiło okładkę pierwszego wydania. Wystarczy jednak przekartkować książkę by stwierdzić, że dalej będzie lepiej. Kredowy papier i ciekawe, niebanalnie umieszczone zdjęcia zapowiadają dobrą czytelniczą przygodę. Książki o górskiej tematyce właśnie tak powinny być wydawane. Miło się czyta oglądając od razu zdjęcia zrobione podczas wyprawy. Papier ekologiczny tego nie odda, ebook tym bardziej.
Na uwagę zasługuje również wspomniane rozłożenie zdjęć. Nie są one wtłoczone w ramki i sztywne układy. Wchodzą w tekst, dzielą go, okalają. Pozwalają się przenieść w świat wyprawy, o której pisze autor. Dają poczucie wolności, są swobodne jak myśli w górach. Bardzo przypadły mi do gustu.
Podobnie do układu zdjęć zachowuje się sam autor. W książce Atak Rozpaczy próżno szukać rozdziałów. Jest ona strumieniem przeżyć, opisów i przemyśleń autora. Mimo pozornego chaosu można wyłapać wątek i podążać za Arturem Hajzerem przez szczyty, granie, kuluary i maeandry obozowego życia w Himalajach i nie tylko. Można spojrzeć nieco inaczej na ikony himalaizmu i dowiedzieć się kto potrafił węchem rozróżnić zawartość konserw. Wydawca nieco ułatwia zadanie czytelnikowi podając na górze każdej ze strony informację „o czym teraz mowa” Nie psuje to w żaden sposób wolności jaką pokazuje nam Artur Hajzer. Wolności w zniewolonym systemie, wolności uprawianej często bezczelnie.
W książce znajdziemy również kilka słów od autora, dodanych po latach. Uważam, że nawet dla nich warto po nią sięgnąć. Pokazują bowiem świat himalaistów inaczej, a ciekawa to refleksja.
Atak Rozpaczy pochłonąłem w niecałe 24 godziny (dla złośliwych – znalazłem czas na sen, pracę i bycie z rodziną). Czyta się ją bardzo przyjemnie, zupełnie jakbyśmy słuchali opowieści snutej w zaciszu górskiego schroniska. Zdecydowanie godna polecenia!








Comments