O spacerze i o pewnym wpisie.
- PsychoTata
- Feb 5, 2018
- 3 min read

Mijający weekend skłonił mnie do refleksji. Zamyślenie zostało spowodowane facebookowym wpisem pewnego ojca, którego "mamy pokochały za szczery wpis". Przynajmniej wg. jednego z portali.
A chodzi tu o wpis na Facebooku dokonanego przez Paweł Grzonka - Bieganie nadaje życiu rytm z 14 listopada ubiegłego roku. Ów Ojciec kupił swojej Żonie i Teściowej 7 dniową wycieczkę, a sam został z dwójką dzieci. Na wstępie napiszę - Wielki szacun chłopie! Dla mnie na razie to niemożliwe, bo Maleństwo jest jeszcze na piersi, tu mamy nie zastąpię, tu nie ma równouprawnienia. Zaznaczam, że to co dalej napiszę nie jest w żaden sposób wycelowane na ugodzenie kogoś, to moja własna refleksja.
Wspomniany wpis rozpoczyna się słowami "Ogień z dupy od samego rana", i tu się zgodzę - miło było kiedyś poleżeć, poleniuchować po przebudzeniu. Teraz cicho na paluszkach, żeby nie obudzić Potworka, bo jak już wstanie to lubi być w centrum. Nie wrócą beztroskie dni...
Dzień drugi wykończył pana Pawła. - ogrom prac domowych, oczy wokół głowy, pankejki od 7:30, pampersy z kupą, wyprzedzanie potrzeb, myślenie startegiczne. i ogarnianie syfu gdy dziecko śpi...I apel by wysyłać żony na wypoczynek bo im się należy...
Żona zapytała co sądzę. Przeczytałem i odpowiedziałem, że ja dziś smażyłem naleśniki od 5:30 kiedy spały.
Z tą refleksją chodzę od piątku...coś mi w tym wpisie nie pasuje, nie gra. Chyba ten końcowy apel. Rodzi się we mnie obraz ojca, który dopiero przy braku żony/matki swoich dzieci dostrzegł jej codzienność...Trudy bycia matką, to że dzieciaki mogą wyssać energię lepiej niż tornado...Nie jestem ideałem i daleko mi do bycia hiper mocno zaangażowanym ojcem. Lubię zalec na kanapie i chwilę popatrzeć jak moje dziewczyny się bawią, może za rzadko się angażuję. To co opisuje Pan Paweł brzmi jak wielka finałowa potyczka w kampanii bojowej. Mój bój zaczyna się chwilę po 5 rano. Prysznic, potem kawka i lektura prasy lokalnej, chwila samotności dla siebie, potem przygotowania do obiadu. Nie jest to codzienność, bo staramy się ugotować na dłużej. Potem po cichutku swoje śniadanie, dopijam kawkę, i jakieś 10 minut przed wyjściem, jak mam szczęście i Maleństwo się obudzi, chwila z dziewczynami. 8 godzin w pracy, potem realizacja listy zakupów. Czasem wychodzimy razem na wspólne zakupy. Powiem Wam to też niezła logistyka, pielucha, chusteczki, książeczki, chusta/nosidło/wózek/a w nosie to będzie na rękach, planowanie najkrótszej trasy przejazdu (Maleństwo nie lubi jeździć), itd, itd. Po powrocie obowiązkowa książeczka, kąpiel, i wyciszanie w łóżku...gdzieś w międzyczasie zmywarka (nie znoszę wyciągać!) 3-4 krotne poukładanie zabawek. Automatyzm...A Żona w domu i zajmuje się Maleństwem...
Do czego zmierzam? Ano do tego, że nie trzeba żony wysyłać na wypoczynek by wziąć udział w codziennej potyczce. Bycie mamą w domu jest bardzo trudnym zadaniem, jednak to chyba najważniejsze zadanie rodzicielskie. Ten czas poświęcony dzieciom przez kobiety, szczególnie w pierwszym roku życia procentuje na przyszłość. Jesteśmy mniej ważni wtedy panowie - to czas na wspieranie swojej wybranki każdego dnia. Nawet gdy nas nie zauważa, czy nie odpowiada na to samo pytanie zadane po raz enty...
Chyba ciągle daje z siebie mniej niżbym mógł. Panie Pawle wielki szacun! Mie wiem czy bym się zdecydował...Jednak nie zgodzę się z Panem w jednej kwestii. Wypoczynek z dzieckiem, może być wypoczynkiem. Wystarczy jedynie wszystko wcześniej zaplanować, przygotować plan b, c, d, e...Myslę również, że szczególnie ważny jest wspólny wyjazd w pierwszym roku życia dziecka, kiedy nasze Żony, Partnerki porzucają dotychczasowe zajęcia i niemalże z domu nie wychodzą...Takie wyjazdy, zmiany otoczenia, wyjścia są im bardzo potrzebne...Nawet możliwość siedzenia na przednim fotelu samochodu bywa nie do przecenienia i bije na głowe inne prezenty.... A w weekend byliśmy na spacerze. Sami z Maleństwem, Mama została w domu. Zrobiliśmy zakupy, wypiliśmy kawę na stacji paliw(tylko pełnoletni!), pomachaliśmy paniom piłkarkom ręcznym, zobaczyliśmy niezliczoną ilość ptaków i chyba z 10 piesków. Dziwiliśmy się wspólnie lampami ulicznymi i przejeżdżającymi samochodami. Poszliśmy na przełaj, po błocku, tak jak mama nie chodzi. Na koniec udało się zasnąć (niepełnoletnim!). Tak minęło nieco ponad 2 godziny sobotniego popołudnia i choć nogi właziły do tyłka, a kolano po piątkowej siatkówce głośno o sobie wspominało był to dobrze spędzony czas. Czas, który zaprocentuje, bo Maleństwo uczy się zostawać z tatą...
W niedzielę zrobiliśmy powtórkę...czekamy tylko na śnieg i spacery na sankach...








Comments