O Himalajach, i himalajach głupoty.
- PsychoTata
- Jan 30, 2018
- 3 min read

Po co tam iść? Głupota! Zostawianie rodziny! Nie będę za nich płacić! Nie lepiej to siedzieć w domu? Ona wcale nie była tak odmrożona? Dlaczego nie spróbowali iść po Tomka?
Ostatni weekend minął mi pod znakiem śledzenia informacji o wyprawie ratunkowej na Nanga Parbat. Otworzyły się wspomnienia z dzieciństwa - 24 października 1989, wiadomość o Jurku, któy na zawsze został na Lhotse. Polski Himalaizm Zimowy, znowu w formie, po latach zastoju. I kolejny Polak, który został na górze, na Nagiej Górze. Nie bez przyczyny wspomniałem o Jerzym Kukuczce, myślę, że tylko on mógłby dokonać tego co stało się udziałem Adama Bieleckiego i Denisa Urubko. Ich wspinaczka przejdzie do historii himalaizmu. Być może posłuży nawet za scenariusz filmu, choć jak ktoś już napisał trudno będzie uwierzyć w jej autentyczność. Niemalże 1300m w górę i w dół, z poszukiwaniem zaginionej, z odpoczynkiem w niespełna 20 godzin. Tam droga w górę zajmuje niekiedy więcej czasu, kiedy nie musisz nikogo szukać i masz odpowiednią pogodę. Chylę czoła. Czy są to lodowi wojownicy? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Panowie Bielecki i Urubko zachowali się tak jak powinien zachować się porządny facet. Ktoś potrzebował pomocy, oni wiedzieli, że mogą pomóc, więc pomogli. To nie powinno dziwić i szokować, tak powinien zachować się każdy (i może to zrobić - o tym później). Forma niesienia tej pomocy zasługuje na owacje. Niestety akcja ratunkowa nie była w pełni skuteczna. Tomek został na górze...i tutaj z przykrością muszę stwierdzić kończy się himalaizm zimowy, a rozpoczyna himalaizm głupoty.
Inaczej niż himalaizmem głupoty nie jestem w stanie określić zjawiska mającego miejsce głównie w mediach społecznościowych. Okazuje się bowiem, że liczba ekspertów z dziedzin takich jak etyka, himalaizm, ratownictwo wysokogórskie jest w naszym kraju niewyobrażalnie wielka. Łatwość wydawania osądów technicznych i etyczno-moralnych mnie osobiście przerażała.
Jak bumerang wracało pytanie - po co tam wogóle iść? Wystawiać się na pewną śmierć...Otóż są ludzie, którzy góry kochają i tacy którym należy góry tłumaczyć. Doświadczenie Góry we wspinaczce/wyprawie wysokogórskiej jest przeżyciem. Uświadamiasz sobie potęgę przyrody, jej majestat i to jakim kruchym i małym przecinkiem jesteś na tym świecie. Poznajesz swoje ograniczenia, i pokonujesz je - pozostając z Górą w dialogu, w ciągłej rozmowie. Słuchając tego co ona ma do powiedzenia...I ona wzywa nawet jak już jesteś u siebie, tysiące kilometrów, postawienie stopy na zboczu z zamysłem wejścia na szczyt zostawia trwały ślad...piętno Góry...
Byłem na jednej, nienajwyższej, przez wielu uznawanej za świętą, skarciła mnie za butę już na wysokości 3500 metrów, ale dogadaliśmy się i z oporami, ale pozwoliła mi wejść, stanąć na szczycie, później negocjowaliśmy zejście. Gdy zszedłem z lodowca, zdjąłem raki wiedziałem, że pozwoli na bezpieczny powrót do obozu. W nagrodę kamienie, na których rozbity był namiot stały się przyjemnie miękkie i pozwoliły odpocząć.
Po to się chodzi...W zasadzie ja po to chodzę...
Pytanie "po co?" jestem jeszcze w stanie zrozumieć, jednak wylewanie wiadra pomyj na wspinaczy, sprowadzanie wyprawy do kosztów finansowych, głupie polemiki w stylu "po co nam to, nawet medali za to nie ma", "i teraz z moich podatków pieniądze idą na finansowanie poronionych hobby dziwnych ludzi". To jest himalaizm głupoty. Hejt, hejt, hejt. Na prawdę tylko tym jesteśmy w stanie żyć i się karmić. I tak na każdym kroku od lat...nienawidzimy kibiców przyjezdnej drużyny, zwolennicy opozycyjnych partii politycznych obrzucają siebie i wyborców konkurencji błotem. Nienawidzimy innych nacji, kobiet za kierownicą, księży, rowerzystów, kierowców, pieszych, osób odmiennej płci, albo odmiennych płci...Czy my na prawdę żyjemy po to żeby nienawidzić? A oni wszyscy kochają góry, czyż to nie lepsza motywacja do życia?
Najbardziej smucą mnie komntarze "nie będą na to szły moje pieniądze"...moi drodzy hejterzy, nasze pieniądze zabrane w postaci podatków na to idą czy chcemy czy nie. Na inne rzeczy też. Na odprowadzanie ścieków, sprzątanie po wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców, na leczenie tychże. Nie odkładamy podatków dla siebie, na nasze późniejsze potrzeby. Tak to działa, zrzucamy się by pomóc ratować życie, a to jest kosztowne.
O komentarzach typu "nie poszli po niego, bo boją się narażać swoją wyprawę" nie będę pisał.
No i teraz czas powrócić do faktu, że każdy może pomóc. Na Nandze został ojciec, który nie wróci do domu. Na zrzutka.pl jest zbiórka, każda złotówka trafi do rodziny Tomasza. Nie musimy dokonywać spektakularnych czynów, takich jak Bielecki i Urubko, wystarczy kilka kliknięć...








Comments